Góra cukru, wulkan gniewu
Dziś popularność św. Ojca Pio przewyższa popularność wszystkich innych świętych. Za jego życia zdarzało się, że miłość wiernych sięgała absurdu. Ludzie przepychali się do niego w kościele, dotykali jego ubrań a nawet cięli nożyczkami jego habit czy zakonną pelerynę. Święty był znany ze swych żywych reakcji: „Ależ to jest pogaństwo! – krzyczał. – To czyste pogaństwo!”, a żeby zrobić sobie przejście wśród tłumu wiernych… uderzał ich sznurem od habitu.
Fot. Thierry Ehrmann/Wikimedia Commons
Jakim był człowiekiem? W pamięci tych, którzy go dobrze znali, zapisał się jako osoba wrażliwa, współczująca i wesoła. Nie brakowało mu poczucia humoru. Wszyscy pragnęli słuchać jego słów wypowiadanych charakterystycznym głosem, w którym pobrzmiewał akcent południowca. A kiedy nic nie mówił, uwagę przyciągała jego twarz. Było w niej coś wyjątkowego – dobrotliwego i niezwykle silnego zarazem. Współbrat powiedział: „W życiu braterskim był górą cukru”. Wieloletni przyjaciel, włoski dziennikarz i pisarz, wyznał: „Nie znam nikogo tak czułego jak on”. Inny zapewniał: „To był człowiek o niezwykle czułej serdeczności”. Już po śmierci Ojca Pio włoski jezuita, Vittorio Marcozzi, analizował jego charakter. Stwierdził, że: „Bogactwo jego uczuć przewyższało normę. Było to widoczne zarówno w uzewnętrznianiu uczuć pełnych serdeczności, jak i w przejawach agresji i unikania”. Sam Święty był tego świadomy, zwykł mówić: „Łagodniejszym mama nie mogła mnie urodzić, ale i surowszym również nie”.
Wybuch gniewu
Miewał częste zmiany nastroju. Brakowało mu cierpliwości, a czasem wręcz bywał porywczy. Szybko wpadał w złość i wtedy zamiast odpowiadać – odburkiwał. Równie szybko jednak przepraszał i uznawał swoją winę. Żalił się kierownikom duchowym na swój charakter. Tak się usprawiedliwiał: „Wszystko zawiera się w tym, że jestem trawiony miłością do Boga i miłością do bliźniego. Moje gwałtowne wybuchy gniewu, które miały miejsce, zostały spowodowane właśnie przez to ciężkie więzienie, nazwijmy je także – szczęśliwe”. Święty pracował nad sobą, starał się ujarzmić wybuchy gniewu. Pisał: „Wydaje się, że Pani Słodycz czyni powoli postępy we mnie”. O pokusach, które go nawiedzały, mówił: „Bóg oczyszcza cię przez nie jak złoto, które chce wprowadzić do swego skarbca”. Miewał trudności w wierze. Mówił, że słowo „wierzę” jest dla niego okrutnym męczeństwem. „Zmuszam się zawsze, aby tego chcieć. Moje ukrzyżowanie ciągle jeszcze trwa”.
Ale dlaczego taka sława?
„Patrzcie, jaką miał sławę, jak wielu ludzi zjednoczył przy sobie! Ale dlaczego? Może był filozofem? Może był mędrcem? Może miał jakieś środki do dyspozycji? Dlatego, że odprawiał pokornie Mszę świętą, spowiadał od rana do wieczora i był, trudno to wypowiedzieć, naznaczony stygmatami naszego Pana Jezusa Chrystusa. Był człowiekiem modlitwy i cierpienia” – tak mówił o Ojcu Pio papież Paweł VI. Poza codzienną Eucharystią święty stygmatyk codziennie wiele się modlił. Odmawiał pięć różańców dziennie. Modlił się Drogą Krzyżową, Liturgią Godzin, lekturą Pisma świętego. Cztery godziny medytował nad życiem Chrystusa. Odmawiał często różne nowenny.
Moc do przemiany człowieka w Boga
„Nie jest pychą ani zuchwałością prosić Jezusa, aby uczynił nas świętymi; taka prośba jest tym samym, co pragnienie ukochania Go wielką miłością” – pisał św. Ojciec Pio. I dalej tłumaczył: „Świętość zawiera w sobie zdolność i moc do przemiany człowieka w Boga”.
Pięć razy ziewał
Jeden ze współbraci tak punktował przywary Świętego: „Niedbale przyklęka przed Najświętszym Sakramentem, rozmawia podczas czynności świętych, bębni palcami podczas medytacji, rzuca wzrokiem w kierunku wychodzących i wchodzących do chóru, zażywa tabaki (podobno lekarz mu zalecił), pije wino z widocznym zadowoleniem, bawi się brodą, wydaje się niecierpliwy, a podczas nieszporów pięć razy ziewał”.